Praca w turystyce, zwłaszcza zagranicznej wyjazdowej! Brzmi ciekawie. Wyjazdy, spotkania z odmiennymi kulturami. Same atrakcje. Ale czy na pewno? Czy warto szukać pracy w turystyce?
Pojęcie pracy w turystyce jest bardzo pojemne. Mieszczą się w nim zajęcia tak różne jak sprzątanie pokoi w hotelach, prowadzenie księgowości, czy zarządzanie firmą. Ale przyjrzyjmy się tym stanowiskom, które najbardziej kojarzą się z pracą w turystyce, które są dla niej typowe (księgowym przecież można być wszędzie, sprzątaczką zresztą też).
Poszukując pracy w turystyce wyjazdowej mamy, w zasadzie, dwie możliwości: spróbować zatrudnić się w biurze organizatora wyjazdów (touroperatora) lub w sieci sprzedaży – agencyjnej lub będącej własnością któregoś z touroperatorów. Można także szukać pracy w charakterze pilota/rezydenta, ale ma ona zupełnie inny charakter, ze względu choćby na formę zatrudnienia, wymaga zatem oddzielnego omówienia. Podobnie rzecz wygląda z pracą w hotelarstwie, mającą swą odrębną specyfikę.
W takim razie skupmy się na tych dwóch możliwościach – praca związana z organizacją imprez i ich sprzedażą. Zacznijmy od tego ostatniego.
Sprzedaż imprez
Czego możemy spodziewać się po zatrudnieniu w którymś z licznych biur sprzedaży? Na różnych portalach, stosunkowo często napotkać można oferty, zamieszczane przez agentów turystycznych. Co ciekawe, w ofertach tych, zwykle, nie stawia się zbyt wyśrubowanych wymagań. To czego przyszli pracodawcy oczekują, to miła powierzchowność, umiejętność rozmawiania z ludźmi, podstawowa znajomości komputera. „Mile widziane” jest jakieś doświadczenie turystyczne lub przynajmniej elementarna znajomość geografii. Warunki te spełnia wiele osób i, prawdę mówiąc, wiele się zgłasza. Co, niestety, trochę utrudnia realizację własnych planów zatrudnienia… Inną zaletą tych ofert jest to, że pochodzą one z różnych miejsc Polski i nie trzeba mieszkać w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu, żeby odpowiedzieć na ogłoszenie. Agenci są wszędzie, nawet w bardzo małych miejscowościach.
Na co możemy liczyć, jak już uda się pokonać 100-200 rywali na wymarzone stanowisko specjalisty ds. turystyki lub może „sales managera"? Na pracę zbliżoną do tej jaką wykonują ekspedientki w sklepach innych branż. Ale tych łatwiejszych - nie będziemy zmuszani do przerzucania palet z towarami . Zazwyczaj atmosfera bywa miła, liczba pracowników minimalna (często tylko szefowa i Ty), co sprzyja nawiązywaniu bardzo bezpośrednich kontaktów. W szczytach sezonów może być dużo pracy, czasami dość stresującej (trzeba uważać, żeby o czymś nie zapomnieć, np. o poinformowaniu klienta o zmianie godziny wylotu - nowa ustawa zwiększa odpowiedzialność sprzedawcy). Praca polega na zachęcaniu wchodzących ludzi do zakupu wycieczek. W tym celu korzystne jest zapoznanie się z ofertami różnych touroperatorów. Nie trzeba, rzecz jasna, uczyć się całej oferty. Wystarczy zapamiętać kilka przykładów, tak aby mieć je na wejściu, zrobić dobre wrażenie i zahaczyć klienta. Gdy już wykaże zainteresowanie, to mamy do dyspozycji systemy rezerwacyjne, działające tak jak porównywarki ofert, z których możemy wybrać coś konkretnego. Ważne aby sprawiać wrażenie pewnego swoich propozycji profesjonalisty. Ludzie w ogromnej większości są bardzo podatni na sugestie, często sami do końca nie wiedzą czego chcą, co pozwoli nam na pewne „sterowanie” rezerwacjami. Jest to ważne, bo każdy agent ma swoją politykę sprzedażową, wynikającą przede wszystkim z faktu, że większość dużych touroperatorów wyznacza minimalne cele sprzedaży, a ich niezrealizowanie grozi zerwaniem współpracy.
W okresie niższego sezonu (czyli przez większość część roku) klientów jest znacznie mniej, niekiedy nie ma ich wcale. Całymi dniami nie pojawia się nikt (chodzi o małe i średnie biura agencyjne, najpotężniejsi – zwłaszcza portale – mają ich codziennie, choć poza sezonem też mało). Wtedy czas wypełniamy „działaniami marketingowymi”. Co oznacza wybieranie z masy emaili informacji o ofertach wycieczek, drukowanie ich i wywieszanie w witrynie czy w innym miejscu do tego przeznaczonym. Poza tym rozmawiamy z szefową co by tu zrobić, żeby zachęcić ludzi do odwiedzania naszego biura… Obserwujemy także z obawą, czy wyniki nie są na tyle słabe, że zostaniemy zwolnieni z pracy na zimę…
Czas pracy
Musimy przyzwyczaić się do pracy w soboty. Jest to najlepszy dzień do sprzedaży imprez i większość biur jest wtedy otwarta. Jeżeli nasze biuro jest dostatecznie duże, to możemy liczyć na to, że będziemy mieli niektóre soboty wolne. W przeciwnym wypadku, zwłaszcza w sezonie, soboty mamy zajęte. Godziny otwarcia biura najczęściej przypominają stosowane ogólnie w handlu niespożywczym. Czyli raczej druga część dnia niż poranek. Jeżeli nasze biuro mieści się w galerii handlowej, to kluczowymi dniami są sobota i niedziela. W tych dniach jest największy ruch, a biuro powinno być otwarte w tych samych godzinach co cała galeria, tzn mniej więcej 9-21. W przypadku takiego biura zatrudnienie jest nieco bardziej liczne i jakoś ustawia się zmiany. Ale w sezonie, założyć trzeba, że wszystkie weekendy spędzimy w pracy. Jeszcze czymś innym jest praca w portalu turystycznym. Ma ona wszystkie cechy innych biur plus to co jest typowe dla klasycznego call center.
Zarobki
Jeśli ważne są dla Ciebie pieniądze, to poszukaj pracy gdzieś indziej. Tu pracuje się dla przyjemności, dla kontaktu z ludźmi, ciekawych rozmów, poznawania innych światów (przynajmniej z opisów w katalogach i broszurach reklamowych). W większości biur agencyjnych możesz oczekiwać wynagrodzenia na poziomie prawnego minimum lub tylko nieznacznie wyższego. Pensje przekraczające 2500 zł na rękę zdarzają się rzadko. Pracodawca zazwyczaj informuje, że płaca podstawowa jest minimalna, ale dochodzą do niej premie czy prowizje związane ze sprzedażą. OK, ale jak wysokie mogą być te prowizje? Jest to dość łatwe do oszacowania. Przeciętnie agent sprzedając miejsce uzyskuje od touroperatora ok. 150 zł prowizji agencyjnej netto (po odliczeniu VAT-u), a jeżeli sprzedaje głównie tanie imprezy i w dodatku przez firmy mało płacące (jak np. Itaka), to prowizja agencyjna wynosi 80-100 zł netto, a nawet mniej! Jak myślisz, jaką częścią tej prowizji agent będzie chciał, czy mógł, się z Tobą podzielić. Ma przecież własne koszty stałe, często bardzo wysokie. Policzmy. Zatrudniając Ciebie i płacąc 1200 zł pensji netto, ponosi koszt 2000 zł, czyli aby to się opłacało musisz sprzedawać ok. 15-20 miejsc miesięcznie, w całym roku. A przecież są inne koszty, choćby czynszu. W takiej sytuacji trudno spodziewać się Twojej prowizji wyższej niż 10% tego co dostaje agent, czyli 8-15 zł brutto (6-10 zł na rękę) za miejsce. Jak łatwo zauważyć: to co dostaniesz ekstra, wynieść może 100-200 zł miesięcznie. Zazwyczaj pracodawcy wprowadzają jeszcze jakieś minima, progi poniżej których prowizja się nie należy. Wszystko to ogranicza wysokość wypłat. Nie wydaje się, że biuro agencyjne jest miejscem, gdzie oczekiwać można dużych zarobków. Pracę tu wybierają albo ci co muszą, bo nigdzie nic innego nie ma albo ci co lubią to robić, a finansowanie mają z innego źródła (rodzice, mąż, itp.) lub, po prostu, są bardzo oszczędni i nie mają nadmiernych potrzeb materialnych, zadowalając się prostotą życia...
Study toury
Często o nich się wspomina. Zwłaszcza na rozmowach rekrutacyjnych. I rzeczywiście, study toury istnieją. Są to imprezy, zwykle trwające tydzień, organizowane przez touroperatorów w miejscach, do których sprzedają swoje wycieczki, czyli w miejscach turystycznie atrakcyjnych. Z założenia study toury służyć mają najlepszym sprzedawcom za sposób zapoznania się z ofertą touroperatora. Dlatego grupy sprzedawców liczące po ok. 20 osób wyjeżdżają do któregoś z krajów typu Egipt, Hiszpania czy Grecja, gdzie mieszkając w dwóch – trzech hotelach, poznają je. Uczestniczą także w objeździe po innych, wybranych, hotelach oferowanych przez touroperatora. Zwykle imprezom tego typu towarzyszy program rozrywkowy – jakieś zwiedzanie, zabawa, itp. W study tourach uczestniczą z reguły liniowi pracownicy sprzedaży i masz duże szanse, że na któryś z nich także pojedziesz. Jest tylko jeden szkopuł: ważne, żeby Twój szef nie okazał się sknerą. Z miejscami w study tourze nie powinno być żadnych kłopotów. Są one z natury rzeczy powtarzalne (z roku na rok i przez różnych organizatorów) i znaczna część pracowników sprzedaży na wielu z nich już była. Konkurencja, zatem, nie jest tu problemem. Chodzi jednak o to, że study toury są zazwyczaj płatne. Niedużo, ale jednak są (kilkaset złotych). Cena uczestnictwa odpowiada zwykle kosztowi przelotu. Przecież nie jest tak, że touroperator opłaca pracownikom agentów udział w imprezie. Przeciwnie, on na tym zarabia! Wyjazdy studyjne (bo taka jest ich polska nazwa) organizowane są najczęściej na początku lub na końcu sezonu, wtedy gdy turystów jest mało, miejsca w samolocie puste. I te miejsca wypełniane są przez uczestników study tourów. Stąd odpłatność. Hotele są za darmo, ich właściciele czy dyrektorzy starają się promować swoje obiekty i przyjmowanie grup studyjnych mieści się budżecie marketingowym, jest działaniem standardowym.
Poza typowymi study tourami przygotowywanymi w oparciu o przeloty czarterowe, czasami pojawiają się także wyjazdy do krajów egzotycznych. Są o wiele rzadsze, droższe, no i konkurencja jest większa. O ile czasami trudno jest znaleźć wystarczającą liczbę chętnych do wyjazdu np. do Egiptu, to w przypadku ofert na Mauritius, Malediwy, czy do RPA, problemu z tym nie ma żadnego. Mimo wyraźnie wyższych cen, związanych z koniecznością zakupu biletów lotniczych. Czasami linie dają specjalne zniżki i dlatego udział w takim study tourze może kosztować tylko ok. 2000 zł. Pobyt na miejscu, cały program i różne atrakcje, są opłacane przez zagranicznych partnerów touroperatora.
I tak wygląda praca w turystyce wyjazdowej, a ściśle mówiąc w jej części związanej ze sprzedażą. Ogólnie jest zazwyczaj przyjemna, daje sporo satysfakcji – zwłaszcza wtedy gdy ludzie wracają z wakacji i przychodzą do biura z podziękowaniami. Czasami jest stresująca. Główną słabością są w niej zarobki. Ale lepsze 1500 zł niż nic…
Autor: Jarosław Mojzych
4 października 2017