booking.com
Turystyczny Fundusz Gwarancyjny. Kolejne podejście

Konsultacje i pomysły

Minister Sportu i Turystyki, kilka dni temu, przesłał Radzie Ministrów dokument o nazwie: „Projekt założeń projektu ustawy o turystycznym funduszu gwarancyjnym”, który ma zostać rozpatrzony przez rząd, na posiedzeniu w dniu 29 lipca. Jest to kontynuacja tematu, o którym pisaliśmy w lutym, w artykule „Fundusz Gwarancyjny rozwiąże wszystkie problemy”. Tym razem przedstawiciele ministerstwa zapewniają, że sprawę uważają za pilną i ustawa, skonstruowana na podstawie „projektu założeń projektu”, powinna zacząć obowiązywać jeszcze przed sezonem letnim 2015 roku. Stąd krótki termin dyskusji rządowych. Chociaż, poprzednio, również prace miały postępować szybko, a obowiązującą wtedy datą był 20 lutego. Coś się jednak pokomplikowało, terminy zaczęto przesuwać i przez kilka miesięcy trwała cisza. Teraz temat powrócił. Ministerstwo twierdzi, że czasu nie zmarnowało, bo w okresie pomiędzy 18 kwietnia, a 22 maja przeprowadziło szerokie konsultacje społeczne, polegające na rozesłaniu projektu założeń do 21 związków, stowarzyszeń i organizacji turystycznych, z których część zgłosiła swe uwagi, a 20 czerwca odbyła się konferencja uzgodnieniowa, po której projekt założeń uzyskał swój końcowy kształt.

W trakcie konsultacji niektórzy marszałkowie proponowali utworzenie prostego rachunku bankowego w Ministerstwie Sportu i Turystyki, na który organizatorzy i pośrednicy turystyczni wpłacaliby składki. Byłoby to rozwiązanie o wiele prostsze, a przede wszystkim tańsze. Nie trzeba byłoby powoływać żadnego funduszu, nie byłoby prezesa, rady programowej, administracji, itp. Propozycja ta została jednak odrzucona, co uzasadniono stanowiskiem Ministerstwa Finansów.

Nie wszyscy jednak marszałkowie myśleli o oszczędnościach. Byli i inni, których rozumowanie powędrowało w przeciwnym kierunku. Zaproponowali utworzenie wyspecjalizowanych jednostek, działających w ramach Funduszu, z delegaturami na terenie każdego z województw, uznając to rozwiązanie za znacznie lepsze, pozwoliłoby bowiem na obsadzenie większej liczby stanowisk i w dodatku każdy z marszałków miałby swoją pulę miejsc. Pomysł ten jednak uznano za przegięcie i też odrzucono.

Nowy „projekt założeń projektu”

Dokument przesłany na posiedzenie rządu, w znacznej części jest kopią tekstu przygotowanego w kwietniu 2013 roku. Zamieszczono w nim te same analizy rynku, przyjęto te same założenia co do jego rozwoju i możliwych zagrożeń. Podobnie jak poprzednio, za punkt odniesienia, przyjęto działanie funduszu w Danii. Co skłania do powtórzenia pytania o przyczynę wyboru akurat tego kraju jako porównywanego z naszym. Przecież Dania należy do najbogatszych krajów świata. Polsce, mimo  wspaniałego, szybkiego i intensywnego rozwoju, jednak do czołówki trochę brakuje…

Turystyczny Fundusz GwarancyjnyRolą Funduszu ma być ściągnięcie z zagranicy turystów, którzy tam pozostali, po upadku biura podróży i zwrot kosztów tym klientom biura, którzy nie zdążyli pojechać na wycieczkę przed jego upadkiem (za to zdążyli wpłacić mu pieniądze) oraz tym, którym skrócono pobyt z powodu upadłości – w takim przypadku zwracana będzie tylko część wpłaty.

Z dobrodziejstw istnienia Funduszu będzie mógł skorzystać każdy turysta, znajdujący się w kłopocie po bankructwie biura podróży. Każdy turysta (także i ten szczęśliwy, którego ominą wszelkie troski) będzie musiał wpłacić składkę za udział w imprezie. Jej wysokość jest niezależna od ceny wycieczki i wyniesie, w przypadku przelotów czarterowych 15 zł, a pozostałych 10 zł (tylko wyjazdy do krajów graniczących z Polską nie będą związane z żadnymi składkami).  Projekt przewiduje zwiększenie opłat do 30 zł, gdy zaistnieje taka potrzeba.

Sama koncepcja Funduszu jest, co najmniej, dyskusyjna. U jej podłoża nie leży ubezpieczenie klientów przed skutkami upadłości biur podróży poprzez wykupienie odpowiedniej polisy w firmie ubezpieczeniowej, co byłoby rozwiązaniem prostszym i bardziej naturalnym. Ministerstwo pomysł taki jednak odrzuca, wyrażając troskę o los towarzystw ubezpieczeniowych, obawiając się, że nie będzie im się opłacało przygotowanie odpowiednich ofert. Koncepcja ministerstwa opiera się na zastosowaniu przymusowej składki - swoistego opodatkowania – wobec wszystkich klientów biur podróży, również tych (a właściwie – przede wszystkim), których kondycja finansowa jest dobra, a podróżowanie z nimi nie wiąże się z żadnym ryzykiem, w celu zebrania kapitału służącego do pokrycia kosztów powstałych w wyniku problemów firm słabszych, gorzej zarządzanych, nierzadko promujących swe wycieczki hasłami „tydzień w Egipcie za 999 zł”. Mówiąc w uproszczeniu, wszyscy muszą się złożyć na tych, którzy chcą korzystać z takich „super promocji”. Rzeczywistość jest może nieco bardziej skomplikowana, ale istota zagadnienia jest mniej więcej właśnie taka.

Koszty własne funduszu też trzeba pokryć

Co ważne, haracz na rzecz klientów biur działających nieefektywnie, musi być na tyle duży, aby wystarczył na pokrycie kosztów utrzymania administracji Funduszu. A te raczej nie będą małe… Wprawdzie w stosunku do poprzedniego projektu, ministerstwo obniżyło swe szacunki, ale nadal koszty na poziomie 2.4 mln złotych rocznie, nie wyglądają na niskie, zwłaszcza, gdy się je porówna z kosztami prowadzenia przeciętnego biura agencyjnego, a nawet małego touroperatora (gdyby nie wydatki marketingowe, koszty nawet średniej wielkości touroperatora, byłyby niższe). Ministerstwo zastrzega się, że są to koszty minimalne, należy się zatem liczyć, że budżetu tego nie da się utrzymać.

Każdy z klientów będzie musiał złożyć się na ich pokrycie. W porównaniu z poprzednim projektem, ograniczono – z pewnością w ten sposób osłabiając siłę Funduszu :) – liczbę członków zarządu i tzw. Rady Programowej. Według nowych zasad, Rada liczyć ma „tylko” trzech członków (pierwotnie miało ich być pięciu!), a w zarządzie zostanie jedynie prezes (nie będzie miał dwóch zastępców). Prezes zarabiał będzie około 20 tysięcy złotych (z rewaloryzacją, stosownie do rosnącej średniej krajowej). Podkreślono jednak, że jest to wynagrodzenie bez nagród z zysku. O jakim zysku myśli projektodawca? Czy chodzi o to, że składki będą znacznie przekraczały kwoty, które trzeba będzie wydać na bankrutujące przedsiębiorstwa? Czy jeśli upadków będzie mało, to prezes otrzyma wyższą premię, tzw. nagrodę z zysku? Jaki jest związek pomiędzy działalnością Funduszu, a kondycją finansową firm turystycznych? Czy duża różnica pomiędzy kwotą zebraną od turystów, a wydaną na pokrycie kosztów związanych z upadkami biur, będzie zasługą funduszu? Chyba przeciwnie. Powstanie takiej znacznej różnicy, dowiedzie jedynie błędności prognoz Funduszu dotyczących stabilności rynku.

Upadki biur podróży racją istnienia Funduszu

Zagadnienie to jest o tyle istotne, że z każdym rokiem spodziewać się można spadającej liczby bankructw firm turystycznych. Jest to prostą konsekwencją polityki władz, które od paru lat starają się – metodami finansowymi – zmniejszyć konkurencyjność rynku. Liczba biur, zajmujących się organizacją imprez turystycznych, nieustannie się zmniejsza. Zmiany w systemie koncesjonowania tych usług, preferujące kilka największych firm, sprawiają, że turyści skazywani są na wybór wśród coraz mniejszej liczby usługodawców. Pamiętamy głośne upadki z ostatnich lat, zniknęły takie biura jak Triada, Sky Club, Orbis Travel, Open Travel, Select Tours, El Greco, GTI i sporo jeszcze innych, dużych biur, sprzedających wycieczki licznemu gronu klientów. W ich miejsce, praktycznie nie pojawiło się nic nowego. Cały, główny ruch, skoncentrowany został w rękach około 10-ciu firm. Na ile są one stabilne? Czy istnieje realne zagrożenie upadłością któregoś z nich. Oczywiście, zagrożenie takie istnieje. Gdyby któryś z „gigantów” nagle zbankrutował, problemy z jego klientami byłyby niemałe. Fundusz miałby co robić i na co wydawać zgromadzone środki. Zapewne okazałoby się, że jest ich za mało, bo szacunek kosztów, a zatem i składki, oparty został na zdarzeniach z roku 2012. Roku całkowicie niepowtarzalnego, o specyficznych warunkach. Wtedy upadło 15 biur turystycznych. W większości małych (tylko jedno było bardzo duże). Teraz nie jest to możliwe. Bardziej prawdopodobny jest układ zero – jedynkowy. Albo nikt nie upadnie, albo będzie katastrofa związana z kłopotami któregoś z „gigantów”. Upadłości „płotek”, których nadal jest dużo, w ogóle nie ma co brać pod uwagę, bo liczba klientów których one jednorazowo obsługują jest minimalna i dla Funduszu nie może mieć żadnego znaczenia.

Jeżeli upadków nie będzie, to Fundusz szybko zgromadzi, całkiem spory majątek, bo według planów, już w pierwszym roku ma zebrać 18 mln złotych. Po kilku spokojnych latach, może uzbierać się niezła suma… Chyba, że uda się ją zmniejszyć - odpowiednio do „osiąganych” sukcesów – wypłacanymi premiami i nagrodami…

Czy pracownicy Funduszu nie umrą z nudów?

„Projekt założeń projektu” dość szczegółowo opisuje zadania stojące przed Funduszem. Ale mimo to trudno zrozumieć, czym tak naprawdę, na co dzień zajmować się będą jego pracownicy. A już zupełnie niejasne są obowiązki Rady Programowej, powoływanej przez ministra, który nad nią sprawował będzie bezpośredni nadzór. A z kolei Rada nadzorowała będzie zarząd. A czy nie byłoby prościej, gdyby minister bezpośrednio nadzorował zarząd?

Na co dzień, pracownicy Funduszu zbierali będą składki i deklaracje o składkach. W rzeczywistości, robił to będzie program komputerowy, czyli pracownicy trochę mogą się nudzić… Cała nadzieja w częstych bankructwach :). Gdyby ich zabrakło, jedyną czynnością, wypełniającą jakoś czas, byłoby przeprowadzanie kontroli – sprawdzanie czy organizatorzy deklarują prawdę (bo o zgodność wpłat z deklaracjami zatroszczy się komputer). Z powodu liczebności podmiotów, kontrole prowadzone będą mogły być jedynie wyrywkowo, praktycznie tylko w oparciu o doniesienia. Chociaż głównych touroperatorów jest nie więcej niż kilkunastu, to łączna liczba różnego rodzaju organizatorów, zmuszonych do obłożenia swoich klientów składkami, przekracza trzy tysiące. Pracownicy Funduszu, których ma być 16-tu, nie są w stanie skutecznie ich skontrolować. Chyba, że zatrudnieni zostaną specjalni inspektorzy. Ale wtedy, czym zabijałyby nudę osoby zatrudnione w Biurze Funduszu? Bo bankructw może być zbyt mało…

Nagła determinacja jaką, po latach bezruchu, zaczęli wykazywać się rządzący, wzbudza podejrzenia, że u jej podłoża leży świadomość przyszłorocznych wyborów. Nie ma przecież wątpliwości, że Fundusz jest świetnym miejscem pracy, dla wszystkich w nim zatrudnionych, a dla prezesa i członków Rady, wręcz doskonałym. Niezmiernie ważne jest, żeby dotrzymać obietnicę złożoną przez ministerstwo, że Fundusz zacznie działać przed wakacjami 2015 roku. Jesienią będą wybory, ich wynik nie jest oczywisty, a władze Funduszu powołane zostaną wiosną – członkowie Rady na cztero-, a prezes na pięcioletnią kadencję…

 

Autor: Jarosław Mojzych

29 lipca 2014

 

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ