booking.com
Niebezpieczne podróże. Somalia

Egipt oazą spokoju

SomaliaNasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych podtrzymuje negatywną rekomendację wyjazdów turystycznych do Egiptu.  Kategorycznie wręcz zabrania wycieczek do tego kraju, o ile wyjeżdżający zamierza w trakcie pobytu wybrać się poza granice kilku największych kurortów. Bez dużych obaw, zdaniem naszego ministerstwa, odpoczywać można tylko w wymienionych w komunikacie miejscowościach, takich jak Hurghada czy Sharm El Sheikh. Za niedopuszczalne uznaje się oglądanie piramid, Sfinksa, maski Tutenhamona w kairskim Muzeum Egipskim, ani grobowców w Dolinie Królów w Tebach (Luksorze). Z komunikatu płynie wniosek, że uczestnictwo w  dość popularnych rejsach po Nilu też wiąże się z zagrożeniem. Biura podróży działające w Polsce, nie przejmują się zbytnio opiniami MSZ-tu – bez problemu można popłynąć statkiem z Luksoru w górę rzeki, w kierunku Abu Simbel. Rejsy po Nilu są reklamowane bez ograniczeń.

W Egipcie już od długiego czasu panuje spokój, turyści nie są niepokojeni, a ci którzy wracają z tego kraju są pod wrażeniem  jego atrakcyjności – wspaniałego ciepłego morza, z mnóstwem kolorowych ryb, rafy koralowej, wspaniałej pogody i całkiem dobrych hoteli (niekiedy świetnych – ale z tym bywa różnie). Dlatego tak trudno jest posłuchać rad MSZ-u i zrezygnować z wakacji w Egipcie.

Symbole zagrożeń

Są jednak kraje mniej przyjazne turystom i w ogóle przyjeżdżającym gościom. Własnych współmieszkańców też zresztą nie darzą szczególną sympatią. Na świecie są miasta, które stały się synonimami wojny, brutalności i bezprawia. W czołówce, bez wątpienia, jest Bagdad, w ślad za nim podąża libijskie Trypolis. Do niedawna także Bejrut kojarzył się z niebezpieczeństwem, chociaż ostatnio poprawił swój wizerunek i być może powróci do dawnej świetności, kiedy nazywany był Paryżem Bliskiego Wschodu.

Ale wśród miejsc zapomnianych przez Boga, absolutny prym na naszej planecie wiedzie Mogadiszu, stolica Somalii, do której nikt wycieczek turystycznych nie organizuje, a ci którzy wybierają się tam na własną rękę muszą być nie tyle odważni, co pozbawieni zdolności realistycznej oceny sytuacji. Czasami jeżdżą tam dziennikarze, co pozwala dowiedzieć się nieco więcej o tym pełnym brutalności, zakątku świata.

Życie w Somalii

Mapa SomaliiPierwszym przystankiem dla przybywających do Mogadiszu jest ambasada Turcji. Kraj ten w sierpniu 2011 roku stał się zagranicznym reprezentantem interesów Somalii, po tym jak ówczesny premier Turcji, obecnie będący prezydentem, Recep Tayyip Erdogan, odwiedził Somalię, przerywając w ten sposób dwudziestoletni okres, w którym żaden oficjalny przedstawiciel kraju leżącego poza kontynentem afrykańskim nie składał oficjalnej wizyty w Somalii.

Erdogan przyjechał do Mogadiszu dokładnie dwa tygodnie po tym jak z miasta tego swą bazę wyniosła islamistyczna grupa Al Shabab, powstała z dżihadystowskiej Unii Tybunałów Islamskich. Chociaż oficjalnie Al Shabab rezyduje nie w Mogadiszu, tylko w rejonach mniej zurbanizowanych, to jednak w mieście nie brakuje grup z nią powiązanych.

Tureckiej ambasady pilnują strażnicy z uwagą, a także obawą, sprawdzający dokumenty i pojazdy wjeżdżające na jej teren. Praca strażników nie należy do bezpiecznych. Początkowo ambasada turecka wspierała działalność organizacji zajmujących się prowadzeniem pomocy humanitarnej. Jednak, gdy z czasem jej rola uległa zmianie, po tym jak Turcja zaczęła jednoznacznie wspierać somalijski rząd tymczasowy, który wyrwał władzę z rąk Trybunałów Islamskich, ambasada znalazła się na celowniku dżihadistów. W lipcu 2013 roku, w pobliżu miejsca zamieszkania pracowników ambasady, wybuchł samochód – pułapka, zabijając dwie osoby. W maju ubiegłego roku szef ochrony linii lotniczej Turkish Airlines zastrzelony został w swoim samochodzie.

W takiej sytuacji, fakt oznakowania gwiazdami i półksiężycem samochodu wjeżdżającego na teren ambasady Turcji nic nie znaczy. Strażnicy dalecy są od zaufania, zresztą z wzajemnością. Wewnątrz, na terenie ambasady, tkwią żołnierze tureckich sił specjalnych, ze spokojem popijający czaj. Ich szef, ambasador Olgan Begar twierdzi, że ostatnio odczuwalne jest uspokojenie w Mogadiszu. Od lipca nie było żadnych „dużych ataków”, chociaż dzień wcześniej w herbaciarni, w centrum miasta zabitych zostało pięciu mieszkańców. I, rzeczywiście wydaje się, że możliwości atakowania przez Al Shabab ważnych celów państwowych i rządowych trochę osłabły, ale organizacja ta nie rezygnuje z ataków na inne cele. Nie mogąc łatwo uderzyć w placówki związane z rządem, wzięła się za mordowanie cywilów. Zwykle przeprowadza atak, zabijając przypadkowe osoby, po czym chwali się sukcesem militarnym, dorabiając teorie, zmyślając, że ofiary były, na przykład pracownikami służb specjalnych. Najczęściej jednak są to zwykli przechodnie.

Minister spraw zagranicznych Somalii, Abdirahman Dualeh Beileh, niedawno w artykule prasowym napisał, że jego kraj „minął już zakręt”. Zdaniem ambasadora Turcji, tak dobrze jeszcze nie jest. Somalia jest dopiero w trakcie skręcania, a zakręt jeszcze się nie skończył. Są trzy cele, których realizacja pokaże, ze w Somalii następuje powrót do normalności: wprowadzanie prawdziwego systemu federalistycznego z częściowo autonomicznymi regionami, takimi jak Samaliland i Puntland, przyjęcie nowej konstytucji i przeprowadzenie w 2016 roku wyborów. Są to podstawowe zadania dla kraju, który przez dwadzieścia lat, pomiędzy 1991, a 2012 rokiem nie miał żadnych centralnych władz. W 2012 roku rządy nad krajem przejął parlament. Al Shabab, w dążeniu do spowolnienia i zahamowania procesów zmian przeprowadził na niego kilka ataków. W 2014 roku zamordowanych zostało pięciu członków parlamentu. Ambasador Turcji podkreśla, że potrzeba czasu, że ważna jest determinacja jaką wykazują władze dążące do rozwiązania problemów ich kraju.

Ulice Mogadiszu pełne są zabudowań ze ścianami z otworami po kulach, na których w stylu graffiti wypisywane są nazwy sklepów i artykuły w nich oferowane. Wielokolorowe, przypominające kartonowe, fasady, niemal symbolicznie podkreślają kruchość somalijskiej odbudowy: zalążki komercjalizacji na kanwie postrzelanych przez pociski ścian.

W Mogadiszu wszędzie, bez trudu kupić można mundury i broń, dostępne całkiem otwarcie na licznych bazarach, na które nieprzerwane dostawy zapewnia Al Shabab, korumpując urzędników. W takiej sytuacji każda blokada drogowa lub pojazd wojskowy traktowane są z dużą podejrzliwością – nigdy nie wiadomo kto ubrał się w mundur.

W Somalii obecne są siły wojskowej misji, nazywanej AMISOM (African Union Mission to Somalia), utworzonej przez państwa afrykańskie. Dick Olum, dowodzący kontyngentem wojsk z Ugandy, liczącym 6 tysięcy, odpowiedzialny za porządek w Sektorze Pierwszym, o największym strategicznym znaczeniu, daleki jest od spokoju, podkreślając, że on i jego żołnierze czują napięcie, że w każdej chwili może nastąpić uderzenie Al Shabab. W bunkrze Dicka Oluma zawieszony jest duży plakat obrazujący hierarchię Al Shabab. Czerwonym krzyżykiem przekreślony jest wizerunek Ahmeda Abdi Godana, człowieka o wyglądzie bandyty, w rzeczywistości będącego emirem, we wrześniu zabitym przez amerykańskiego drona. Teraz, gdy Barawe, miasto portowe położone 250 km na południe od Mogadiszu znalazło się pod kontrolą AMISOM-u, Sektor Pierwszy praktycznie został uwolniony od dżihaddystów. Sytuacja wygląda podobnie w innych sektorach: w Sektorze Drugim Kenijczycy, a w Sektorze Trzecim Etiopczycy, oczyszczają teren.

Niejasna przyszłość

Niepotrzebne są słowa przestrogi Dicka Oluma, spodziewającego się kontruderzenia ze strony Al Shabab, chętnych do odwiedzania Somalii nie ma. Nikt kto nie musi, to nie jedzie. I zapewne upłynie jeszcze dużo czasu, zanim sytuacja się ustabilizuje. Jednak są tacy, którzy muszą, z różnych powodów. Połączenia lotnicze z Mogadiszu są utrzymywane, co oznacza, że są i pasażerowie. Samoloty linii lotniczych Turkish Airlines latają do Mogadiszu cztery razy w tygodniu. Somalijski, flagowy przewoźnik, Jubba Airways obsługuje trasy pomiędzy Mogadiszu, a Nairobi i Dubajem. I chociaż Al Shabab z przyjemnością strąciłby któryś z tych samolotów, drony i łodzie patrolowe AMISOM zapewniają pasażerom bezpieczeństwo. Wszyscy mają nadzieję, że stan ten utrzyma się w przyszłości.

 

Autor: Jarosław Mojzych

Źródło: The Economist

25 lutego 2015

 

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ