booking.com
Touroperator to ma klawe życie

Własne biuro podróży

Prowadzenie biura podróży jako sposób na życie. Na taki pomysł wpada całkiem sporo ludzi. Działalność wydaje się być prosta. Nie potrzeba specjalnych inwestycji, zakładania magazynów, kupowania zapasów. Wystarczy małe biuro, gdzieś przy ulicy lub w hipermarkecie, a nawet biurko w mieszkaniu z komputerem i już można sprzedawać wycieczki. Wszystko niemal bez kosztów i bez ryzyka…

Ale w ten sposób zostaje się tylko agentem. Czy nie lepiej pomyśleć o karierze touroperatora? Czyli tego, który wycieczki przygotowuje, po to aby je później sprzedać z zyskiem, właśnie poprzez sieć agentów.  Taki touroperator również jest pośrednikiem. Nie musi tworzyć zapasów, magazynu, a inwestycje sprowadzają się do zakupu komputerów i odpowiednich systemów informatycznych. Touroperator sprzedaje coś co nie należy do niego. Rezerwuje miejsca w hotelach i w samolotach. Zarówno jedne jak i drugie mają zupełnie innych niż on właścicieli. Do całości dodaje ubezpieczenie i pracę zatrudnionego przez siebie pilota (rezydenta) – i to jest jedyny element pakietu turystycznego, zależny od touroperatora. Cztery składowe czynią cenę wycieczki, do której oczywiście dodawana jest marża touroperatora i prowizja agenta.

W najlepszej sytuacji są ci touroperatorzy, którzy zajmują się, albo będą zajmować w przyszłości (bo na razie,  nie za bardzo to wychodzi) tzw. „pakietowaniem dynamicznym”. Ich wyłączną rolą jest, lub będzie, zakupienie odpowiedniego systemu informatycznego.

Wygodne życie touroperatora

Życie touroperatoraMoże warto zastanowić się - i zamiast wieść trudne jednak życie agenta - rozwinąć skrzydła w roli touroperatora? Często nie zdajemy sobie sprawy w jak bardzo specyficznych warunkach funkcjonują touroperatorzy. Właściwie trudno znaleźć działalność, w której przedsiębiorcy mieliby podobnie komfortową pozycję. Touroperatorzy nie dość, że sprzedają nie swoje, to zewsząd otaczani są przez przyjaznych partnerów. W każdej innej branży, przedsiębiorca ma swoich klientów i dostawców wobec których sam jest klientem. To narzuca relacje. Dostawcy są dla niego mili, uprzejmi, czasami usłużni, co buduje jego poczucie ważności, osłabiane jednak przez stosunki z klientami, w kontaktach z ktorymi to on  musi być miły, uprzejmy, a czasami usłużny.

Touroperatorzy tak nie mają. Z obydwu stron odbierają hołdy.  Wynika to właśnie ze specyfiki ich działalności. Jak już mówiliśmy, touroperatorzy nie mają niczego co musieliby sprzedać (inna rzecz, ze powodowani chęcią powiększenia zysków, często kupują z góry miejsca w samolotach i hotelach). Zajmują się czystym pośrednictwem. To właściciele i szefowie hoteli oraz zagraniczne firmy zajmujące się turystyką przyjazdową są w sytuacji przymusowej. Nie mogą zostać z pustymi hotelami.

Dlatego touroperator przyjeżdżający do kraju swego kontrahenta przyjmowany jest jak VIP,  książę, a czasami jak król. Trudno się dziwić. Jest tym, kto przynosi pieniądze. Nie swoje oczywiście, tylko klientów. Podobnie bywa w innych branżach. Tylko, że w tych innych, sytuacja zmienia się diametralnie, gdy przedsiębiorca staje przed swoim klientem. Wtedy to on musi się starać  wzbudzać zaufanie. Takie reguły obowiązują niemal wszędzie, a zwłaszcza w firmach usługowych. Wyjątkiem jest zagraniczna turystyka wyjazdowa. Tu touroperator nie musi „poniżać się” przed klientem. Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta: dla touroperatora klientami nie są turyści jeżdżący na przygotowywane przez niego (a ściślej mówiąc – składane) wycieczki. Touroperator sprzedaje swe usługi poprzez biura agencyjne i to one zajmują istotną pozycję w łańcuchu handlowym. Można byłoby spodziewać się, że właściciele tych biur wejdą w rolę wymagających klientów. Ale tak nie jest.

Touroperatorom udało się agentów „wychować”, przekonali ich, że sama możliwość sprzedaży usług tworzonych przez touroperatora jest szczególnym przywilejem, o który trzeba zabiegać. Wszak przywilej taki może w każdej chwili zostać zabrany i wtedy agent pozbawiony zostanie środków do życia. I choć to wydaje się to nieprawdopodobne, to zdecydowana większość agentów uznała takie rozumowanie za prawdziwe. Naprawdę uwierzyli, że nieprzestrzeganie, rozkwitających z każdym sezonem kolejnych wymogów i restrykcji, może skończyć się odebraniem prawa do sprzedaży usług, na których ich wykonawca zarabia. Potężne rozdrobnienie biur agencyjnych i wręcz książkowa atomizacja i brak śladowej choćby solidarności środowiskowej, ułatwiają touroperatorom życie. W każdej chwili, dla pokazania swej stanowczości i zwiększenia subordynacji „podległych” biur agencyjnych, mogą z którymś z agentów rozwiązać umowę, dając tym samym dowód swej stanowczości i zwracając uwagę pozostałym na konieczność podporządkowania się aktualnie obowiązującym wymogom stawianym przez touroperatora.

Oczywiście w rzeczywistości, touroperatorzy bardzo silnie zależą od agentów i ani myślą o zrywaniu umów, ale ci ostatni zdają się zupełnie nie brać tego pod uwagę, ciesząc się z pochwał i martwiąc przyganami (a czasami ostrzeżeniami) słanymi przez touroperatorów.

W takich to komfortowych warunkach żyją sobie touroperatorzy :). Chwaleni przez dostawców za kupowanie miejsc w hotelach, podziwiani przez agentów dostępujących przywileju sprzedaży tych miejsc.

Klienci

Wiemy, że w całym łańcuchu są jeszcze klienci. Ci prawdziwi – płacący za wszystko. W dodatku nie zawsze zachwyceni jakością zakupionych usług. Ale obsługą klientów zajmują się agenci. To oni biorą na siebie pierwszy impet rozwścieczonych turystów, którzy po powrocie opisują w jakich warunkach przyszło im spędzać „wakacje życia”.  Niemal zawsze skargi trafiają w końcu do touroperatora, ale osłabione agencyjnym buforem, i jego rolą jest tylko podjęcie decyzji czysto finansowej. Odpisuje czy zgadza się na jakąś rekompensatę, czy nie. I to wszystko.  Nie musi mierzyć się z oburzonymi ludźmi.

Jeśli jest touroperatorem dużym, to zwrot kilkuset, czy nawet kilku tysięcy złotych nie jest dla niego decyzją dramatyczną, choć i tak podejmowaną bardzo niechętnie. Gorzej, gdy jest touroperatorem małym…

Touroperatorski świat

Dlatego pomysł, podsunięty na początku tekstu, zrobienia kariery w roli touroperatora trzeba uściślić: warto jest kimś takim zostać, ale pod warunkiem, że będzie się dużym… Mali tak dobrze nie mają. Muszą być ugrzecznieni wobec agentów, a dostawcy też nie podchodzą do nich z przesadną estymą – w końcu obrót, którego się mogą z takiej współpracy spodziewać nie zapowiada się imponująco. Mali touroperatorzy nie mają tak kolorowego życia jak duzi. Obciążenia finansowe, ciągle zmieniane przepisy (zawsze na gorsze dla nich) sprawiają, że nie warto jest zostawać małym touroperatorem :).

W ogóle tu nie wspomnieliśmy o podejmowanym ryzku i wpływie różnych czynników zewnętrznych, czyniących touroperatorski świat (cały, także tych dużych)  trochę mniej różowym. Ale jest to całkiem inna historia…

 

Autor: Jarosław Mojzych

26.8.2015

 

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ