W Egipcie wybuchła rewolucja. W jej wyniku doszło do obalenia króla Farouka, nacjonalizacji Kanału Sueskiego. Wielka Brytania i Francja podjęły decyzję o inwazji wojskowej. To wszystko zdarzyło się w latach 50.ubieglego wieku. Wydarzenia z tego okresu były ogromnym wstrząsem dla ludności Egiptu i całej gospodarki kraju.
W roku 1959, przy placu Tarhir w Kairze, zbudowano nowy hotel – „The Nile Hilton Hotel”, co uznano za symbol nadejścia nowych czasów. Zakończenia niepokojów, wojen i otwarcia Egiptu na cudzoziemców, przede wszystkim biznesmenów (turystyka nie miała wtedy istotnego znaczenia). Egipt mógł się bez przeszkód rozwijać.
Po upływie 56 lat, w październiku 2015 roku, w tym samym miejscu znowu otwarto nowy hotel. Tym razem „The Nile Ritz Carlton”. Zastąpił on starego Hiltona, który zdekapitalizował się w takim stopniu, że w roku 2009 został zamknięty. Nowy Ritz jest chyba najbardziej eleganckim hotelem w Kairze. W mieście, w którym nie brakuje innych luksusowych hoteli.
Otwarcie Ritza, podobnie jak to było z Hiltonem w latach 50., stać się miało okazją do ogłoszenia nadejścia nowej epoki. Ta stara - w której usunięto dwóch prezydentów, doszło do śmierci setek demonstrantów, a wielu innych uwięzienia, w której trwały bunty na Synaju, a siły bezpieczeństwa jesienią przez pomyłkę zastrzeliły kilkunastu Meksykanów i Egipcjan – miała dobiec końca. Zmienił się także sam plac Tarhir. Jeszcze niedawno był głównym miejscem protestów, a później parkingiem czołgów. Teraz położono nowe chodniki, a pozostałości po starej, spalonej kwaterze partii Narodowo Demokratycznej, obalonego prezydenta Mubaraka, usunięto, tworząc w tym miejscu park rzeźbiarstwa.
Hotel Ritz Carlton, luksusowy, świetnie położony – nad Nilem i w bezpośredniej bliskości Muzeum Egipskiego, ma atuty nie do odparcia - dla wszystkich którzy przyjeżdżają do Kairu, zarówno biznesmenów jak i turystów. Jest bardzo dobrym sygnałem nadejścia nowej epoki. Egipt, tak jak to było w latach 50., po okresie niepokojów, powraca do świata normalności.
Nie minęły dwa tygodnie od otwarcia, gdy nadeszła informacja o katastrofie rosyjskiego samolotu czarterowego, wiozącego turystów powracających z Sharm El Sheikh. Początkowo trwano w nadziei, że była ona skutkiem jakiejś technicznej awarii lub błędów pilotów. Później jednak, z coraz większą siłą, pojawiać zaczęły się sygnały o możliwości zamachu terrorystycznego. Bojówki tzw. państwa ISIS, działające na tym obszarze Synaju, gdzie doszło do katastrofy, prawdopodobnie nie mają odpowiedniego sprzętu niezbędnego do zestrzelenia samolotu, ale ewentualne podłożenie bomby do luku bagażowego wydaje się możliwe.
Na razie, oficjalnie, żadna z wersji nie została potwierdzona. Można jednak przypuszczać, że w krótkim czasie Rosjanie otrzymają, od władz egipskich, czarne skrzynki i wrak samolotu, co pozwoli im na przeprowadzenie pełnego śledztwa. Holendrzy, na zrekonstruowanie rozbitego samolotu potrzebowali niespełna roku. Można spodziewać się, że mniej więcej, tyle samo czasu zajmie to Rosjanom. Wprawdzie, w przypadku katastrof lotniczych z udziałem samolotów cywilnych (tzn. nie będących państwowymi, do których należą samoloty używane w służbie wojskowej, celnej i policyjnej) obowiązuje konwencja chicagowska, w której istotną rolę w śledztwie odgrywa państwo, na którego terenie doszło do katastrofy, to jednak trudno zakładać, że władze Egiptu, w jakikolwiek sposób, utrudniały będą Rosji dochodzenie do ustalenia przyczyn katastrofy. Natychmiast po zdarzeniu, Rosja wysłała do Egiptu trzy samoloty ze specjalistami z różnych dziedzin.
Prawdopodobnie, w niedługim czasie opublikowany zostanie komunikat informujący o możliwych przyczynach katastrofy, a ostateczne ich potwierdzenie pojawi się dopiero za kilka lub kilkanaście miesięcy. Po starannym zbadaniu wraku i rejestratorów lotu.
Komunikat ten może być czymś w rodzaju werdyktu. Wydanego na turystykę w Egipcie. Na razie Rosja zdecydowała się na całkowite zamknięcie lotów do Egiptu. Dla turystyki tego kraju jest to prawdziwy cios. Tym bardziej, że także władze Wielkiej Brytanii podjęły podobną decyzję. Pojawiły się szacunki, według których utrzymanie restrykcji przez oba kraje, w dłuższym okresie czasu, spowodowałyby spadek liczby turystów nawet o 70%. W ubiegłym roku, gospodarka Egiptu wzbogaciła się, dzięki turystyce, o 7.3 mld dolarów. Władze egipskie zakładały dalszy rozwój, który za pięć lat miał przychody z turystyki wywindować do poziomu 26 mld dolarów.
Jeśli w Rosji zapadnie werdykt przesądzający o winie zamachowców, dla Egiptu mogą nadejść trudne czasy i o realizacji planów rządu w ogóle nie będzie mowy.
W Polsce, informację o katastrofie samolotu i jej możliwych skutkach dla turystyki, przyjęto z zaskakującym spokojem. Nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych poprzez swego ustępującego szefa, Grzegorza Schetynę, oświadczyło, że: „kontroluje sytuację. - Na razie nic się takiego nie dzieje, jeżeli będziemy mieli jakiś sygnał, będziemy państwa informować, na razie wszystko jest w porządku”.
Nastąpiło radyklane odwrócenie stanowiska. Na początku lipca, MSZ, pod wrażeniem starć na północy Synaju, opublikowało komunikat, w którym odradzało wyjazdów do Egiptu, niezależnie od planowanego miejsca pobytu, co spowodowało gwałtowną reakcję ludzi z branży, rozzłoszczonych perspektywą utraty klientów i przychodów. Komunikat pojawił się akurat na samym początku sezonu. Gdy sezon dobiegł końca, w październiku, ministerstwo złagodziło stanowisko, aprobując wyjazdy do kurortów turystycznych, czyli m.in. do Hurghady i Sharm El Sheikh. Nowy komunikat jeszcze nie zdążył zakorzenić się w świadomości pracowników biur podróży i turystów, gdy doszło do katastrofy rosyjskiego samolotu. Ministerstwo zachowało zimną krew i nie przywróciło wersji komunikatu sprzed miesiąca.
Wypadek na Synaju zdarzył się w momencie, gdy w Polsce, w branży turystycznej, zaczęły się rozważania o powrocie Egiptu do gry. Zaledwie pięć dni wcześniej, w internetowej wersji Rzeczpospolitej zamieszczono komentarz stałego eksperta tej gazety, Andrzeja Betleja, który opierając się na obserwacjach rynku niemieckiego, potwierdził opinię wiceprezesa Itaki, o rosnącym zainteresowaniu turystów wycieczkami do Egiptu: „dość ostatnio dobra, a przynajmniej lepsza niż można było jeszcze niedawno przypuszczać, passa Egiptu w Niemczech, współgra z opinią o tym kierunku wyrażonym w niedawnym wywiadzie dla portalu Turystyka.rp.pl przez wiceprezesa największego polskiego biura podróży Itaka Piotra Henicza”.
Katastrofa samolotu może wszystko zmienić. Chociaż wcale nie jest to takie pewne. Po blisko dwóch tygodniach od zdarzenia na Synaju, trzy biura podróży (Rainbow, Wezyr i Sun & Fun) poinformowały o przerwaniu realizacji programów imprez w Sharm El Sheikh, nie kryjąc, że powodem decyzji nie są względy bezpieczeństwa, a tylko rachunek ekonomiczny. Wycieczki do Sharmu, i tak zresztą przygotowane dla małej liczby klientów, nie cieszą się wystarczającym zainteresowaniem, aby ich kontynuowanie było opłacalne. Biura, pragnąc uniknąć strat, zdecydowały się na zrobienie miesięcznej przerwy. Wątpliwe, żeby ich szefowie zakładali, że w tym czasie rządowi Egiptu uda się zlikwidować tzw. Państwo Islamskie (ISIS) i znikną zagrożenia terrorystyczne. Chodzi o to, że po miesiącu nadejdą Święta Bożego Narodzenia i, przede wszystkim, sylwester, a wtedy szanse na zarobek znacząco wzrosną.
Wydarzenie na Synaju, jeśli potwierdzi się, że było skutkiem zamachu, będzie na pewno miało wpływ na ruch turystyczny w Egipcie. W jakim stopniu zareagują na nie Polacy? Dziś może wydawać się, że liczba turystów spadnie. Ale podobne sytuacje już się zdarzały. Zwłaszcza w Egipcie. Niejednokrotnie wydawało się, że to koniec, że po zamachu, wybuchu bomby, ostrzelaniu turystów, Egipt zniknie z pola widzenia turystów na bardzo długo. A jednak, w każdym przypadku, po upływie raz dłuższego, raz krótszego czasu, wszystko wracało do stanu poprzedniego. Tak było w 1997, gdy po raz pierwszy terroryści uderzyli bezpośrednio w turystów, ostrzeliwując autokar (wtedy wstrząs był duży i przerwa długa), tak było też w 2004 (hotel Hilton w Tabie), w 2005 (hotel Ghazala Gardens w Sharm El Sheikh), a także po wybuchu rewolucji w 2011 i terrorystycznym ataku w 2014.
Nie można wykluczyć, że sytuacja powtórzy się i tym razem. Egipt ma zadziwiającą zdolność do regeneracji. Tkwi w nim jakaś siła, która przyciąga turystów, niemal niezależnie od okoliczności. Siłą tą są plaże, hotele i, co chyba najważniejsze, dość niskie ceny. Można sobie wyobrazić, że za jakiś czas, gdy już wszyscy zapomną o katastrofie na Synaju, wycieczki nad Morze Czerwone, kupowane będą jak dawniej. Wprawdzie pojawi się komunikat komisji badającej wypadki lotnicze (MAK-u), mogący wskazywać zamach jako powód katastrofy, to jednak upływ czasu zrobi swoje. A co ważniejsze, ewentualna informacja o bombie umieszczonej w luku bagażowym, nie będzie czynnikiem wystarczająco odstraszającym od wyjazdów do Egiptu. Przecież taką bombę, teoretycznie, umieścić można w dowolnym samolocie, startującym z dowolnego lotniska na świecie. Jedyną przeszkodą, dla zamachowców, są sprawne służby bezpieczeństwa w portach lotniczych. Jeżeli bomba w samolocie Metrojet umieszczona została na lotnisku w Sharmie, to stało się to za przyczyną słabości tamtejszych służb. W takim przypadku sprawa byłaby stosunkowo prosta – wystarczyłoby służby te wzmocnić, aby wzrosło poczucie bezpieczeństwa. Zapewne już tak się stało i dlatego Sharm, przynajmniej na razie, wydaje się być bezpieczniejszym portem od wielu innych. Nie chroni to przed podobnymi zagrożeniami na innych lotniskach. Systemy bezpieczeństwa są jednak na tyle rozbudowane, że ich przełamanie musi być bardzo trudne. W przeciwnym wypadku, z atakami terrorystycznymi tego typu, mielibyśmy do czynienia, o wiele częściej.
Inną sprawą jest stanowisko Rosji. Wcale nie jest oczywiste, że zajmowane obecnie utrzyma się przez dłuższy czas. Już teraz w Rosji odzywają się głosy alarmujące o stratach ponoszonych przez branżę turystyczną. Samo zawieszenie lotów spowodować miało stratę 23 mln dolarów. Jeśli stan ten miałby utrzymywać przez 2-3 miesiące, kwota ta wzrosłaby do ponad 200 milionów.
Na razie, wyjazdy do Egiptu, nie cieszą się wielkim powodzeniem u polskich turystów. Jeśli jednak nic innego, poważnego, nie wydarzy się w przyszłości, to można się spodziewać, że niedługo wszystko wróci do normy.
Niezwykle ważne są decyzje podejmowane przez rządy innych państw, głównie Rosji. Długotrwała nieobecność turystów rosyjskich miałaby ogromny wpływ na kondycję gospodarczą Egiptu. I nie możemy łudzić się, że brak Rosjan i pustoszejące, w rezultacie, hotele oznaczać może spadek cen, co byłoby dla nas korzystne i przyjemne. Niestety, chociaż jakiegoś spadku cen można byłoby się rzeczywiście spodziewać, to jednak byłby raczej niewielki. Niefinansujące się hotele byłyby zamykane, w całości lub w części. Z pewnością, za to, nastąpiłoby obniżenie jakości usług. Zauważalne dla każdego.
W ostatnich latach, przez Egipt przeszły liczne turbulencje. Były zamachy, demonstracje, rewolucja, obalono dwóch prezydentów. A teraz, prawdopodobnie, wysadzono w powietrze samolot. Trudno sobie wyobrazić co mogłoby się tam zdarzyć więcej. A turyści ciągle tam przylatują. Wiele innych krajów, po przejściu podobnych „przygód”, musiałoby zapomnieć o turystyce przyjazdowej na lata. Ale nie dotyczy to Egiptu.
12 listopada 2015