My Travel to multiagent. A co to takiego? Jest to agent, który zgromadził pod swoim szyldem innych agentów, którzy sprzedają oferty turystyczne touroperatorów, za jego pośrednictwem. Tak brzmi najkrótsza definicja multi-agencji. Parę lat temu, ta forma działalności szybko zyskiwała na popularności wśród przedsiębiorców. Początkowe sukcesy prekursorów, zachęcały innych do pójścia w ich ślady. Tym bardziej, że przedsięwzięcie wyglądało na dość łatwe. Przy minimalnych nakładach finansowych i, co szczególnie atrakcyjne, bez konieczności zajmowania się codziennym, żmudnym sprzedawaniem wycieczek, zapewniało systematyczny dochód.
Pracę trzeba było włożyć tylko na początku działalności. Później miał to być samograj. Słowem, działalność – marzenie. Multi-agent, rozpoczynający swą przygodę, w pierwszej kolejności musi skontaktować się z touroperatorami, żeby uzyskać ich zgodę na współpracę. Ważne, żeby tych touroperatorów było jak najwięcej, ale jeszcze ważniejsze jest to, aby znaleźli się wśród nich liderzy rynku, tacy jak Itaka, Rainbow Tours, Neckermann i szczyt marzeń – TUI (niezwykle trudne), Exim, Wezyr, itp. I jest to najtrudniejszy etap.
Jeśli uda się zakończyć go sukcesem, to dysponując obietnicą możliwości sprzedaży oferty, kandydat na multiagenta, zaczyna poszukiwania biur podróży, które zachęcone szansą sprzedaży wycieczek organizowanych przez ważnych touroperatorów, zechcą to czynić, nie pod własnym nazwą, tylko pod szyldem multiagenta. Propozycja, często, wydaje się być atrakcyjna, zwłaszcza dla nowo otwieranych biur agencyjnych. I chociaż nie mają żadnej gwarancji, że np. Itaka lub Rainbow zgodzą się na prowadzenie sprzedaży w ich sklepie (porozumienie multiagenta z touroperatorem, zawsze zawiera zastrzeżenie o weryfikacji przez tego ostatniego, proponowanych punktów sprzedaży), to jednak daje szanse, że niektórzy z organizatorów taką zgodę wyrażą, co umożliwi łatwe i szybkie rozpoczęcie działalności w charakterze agenta turystycznego.
Multi-agenci, prezentując wielość korzyści, jakie popłyną z chwilą zawarcia z nimi umowy i rezygnacji z promowania własnej marki, potrafią, z zaskakującą łatwością, przekonać do swego pomysłu, niejednego przedsiębiorcę. W ten sposób powstają sieci multi-agencyjne, na które składa się, zwykle, kilkadziesiąt biur. Każde sprzedane miejsce w wycieczce przez agenta, przynosi jego „centrali” prowizję. Niestety, na współpracę taką, najchętniej zgadzają się agenci początkujący, a zatem ich sprzedaż nie ma imponujących rozmiarów i prowizja dla „centrali” może być marna.
Multi-agenci starają się zaradzić temu na dwa sposoby. Po pierwsze, próbują zachęcić do wejścia w swe sieci, agentów mocniej zakorzenionych na rynku, mających już jakieś sukcesy sprzedażowe. Ale nie jest to łatwa droga. Po drugie, najczęściej wymagają od nowych agentów, wchodzących w ich sieć, wpisowego.
Wpisowe, w przypadku My Travel, wynosi 30 tysięcy złotych. Biur agencyjnych, działających pod jego szyldem, jest 93. Prawie 3 miliony złotych firma zarobiła z samego tylko wpisowego. Przychód ten rozłożony był jednak w długim okresie czasu i, w dodatku, jego część przeznaczona została na wyposażenie biur. Ale, prezes spółki, Damian Ozga, zapowiada otwarcie kolejnych 30-tu punktów, co przyniesie 900 tys zł. Ma też zamiar rozszerzyć swą działalność na Czechy.
Ciekawe dlaczego? Czy uznał, że nie da się łatwo powiększyć sieci opierając się tylko na biurach w Polsce? Dlaczego? Przecież jest ich ponad 3500. Prawdopodobnie jednak, chętnych na czerpanie korzyści ze „wspólnych” akcji promocyjnych, negocjacji z dostawcami, nie ma aż tak dużo. Oczywiście, naprawdę, ani te akcje, ani negocjacje, nie są „wspólne”. Prowadzi je wyłącznie multiagent, w swoim imieniu i na swoją rzecz. Charakterystyczne, że Ozga, w rozmowie z rp.pl, mówiąc o biurach agencyjnych należących do jego sieci, używa określeń: „kolejne salony”, „kolejne punkty”. Tak, jakby nie były to osobne podmioty prawne i partnerzy handlowi, ale własne sklepy My Travel. Tak to widzi, bo – praktycznie – taka jest ich rola. Agent pracujący pod szyldem i na rzecz obcej marki, ponosi normalne – jak wszyscy inni – ryzyko biznesowe, ale czyni to nie w swoim imieniu.
Ile na tym zarabia? Nie wszystkich czekają kokosy. Ozga poinformował, że jego firma w tym roku ma mieć przychód 75 mln złotych, szczerze informując, że spora część uzyskana zostanie dzięki zwiększeniu liczby „salonów sprzedaży”. Prowizja agencyjna z takiego obrotu, wyniesie nie więcej niż 7 mln zł. Biur agencyjnych było 93, a zatem na każde z nich średnio przypada po około 70 tysięcy rocznie. Nie każde jednak osiąga średnią…
Początkowy rozkwit działalności multiagencyjnej (sprzed kilku lat) zahamowała seria spektakularnych i całkiem niespodziewanych bankructw czołowych firm multiagencyjnych. Zniknęły Origami, Multita, OstanieMiejsca. Dziś grupa multi-agentów już się nie rozszerza. Rynek chyba osiągnął stan nasycenia, mimo, że sieci multi-agencyjne, w sumie, nie objęły więcej niż 300-400 biur, co w porównaniu z 3500 firmami turystycznymi, nie jest liczbą imponującą. Nic dziwnego, że My Travel szuka kolejnych chętnych za granicą.
24 września 2015