Kiedyś było inaczej...
Kanapka w folii. Rozcieńczona kawa w papierowym kubku. Parę krakersów. I, często, trzeba za to dodatkowo zapłacić.
Jedzenie w samolocie. Walka o klientów, obniżanie kosztów i cen, doprowadziły do uczynienia z samolotów środków komunikacji podobnych do innych. Podróżuje się szybko, powszechnie, choć nie zawsze wygodnie. Siedzenia są coraz węższe i liczba rzędów rośnie. A posiłki nie są przeznaczone dla smakoszy…
Ale nie zawsze tak było. W czasach „złotej ery” lotnictwa cywilnego, wszystko wyglądało inaczej…
Linie lotnicze Scandinavian Airlines (SAS), przy okazji swego jubileuszu (70 lat istnienia) opublikowały zdjęcia z lat 1950-1980.
Bar umieszczony centralnie na pokładzie samolotu i szef nakładający posiłki roznoszone przez stewardessy. Dania to, m.in.: homary w całości, łopatki jagnięce.
Na pokładzie bardzo popularnego samolotu, w czasach sprzed dominacji Boeinga-747, pasażerka otrzymująca porcję homara i aperitify.
Prawdziwie gigantyczna noga szynki dzielona na oczach pasażerów.
Szef kuchni podający posiłki, na które składają się: młode, nadziewane gołąbki z dzikim ryżem, smażone w głębokim tłuszczu ziemniaki, młody groszek po francusku i sałatka krojona w stylu chiffonade z francuskim dresingiem.
Stewardessa oferuje pasażerom wybór świeżo pociętych serów.
Nawet widok klasy ekonomicznej nie przypomina tego co znamy z dzisiejszych obrazków.
Para zastanawia się nad, proponowanym przez szefa, wyborem: miska homarów, czy plastry mięsa.
Obfity obiad podawany w samolotach jeszcze w latach 80.
Inne wyszukane dania, podawane w tamtych czasach, to: kawior astrachański, pieczeń z befsztyku z sosem peridgourdine, karczochy z końcówkami szparagów, kraby, koktajl z awokado.
Taca z jedzeniem, typowa dla klasy ekonomicznej w samolotach SAS.
Para z niecierpliwością oczekująca na obsługę.
Stewardessa dodaje pieprzu, posługując się młynkiem, a w tym samym czasie, somelier (na szyi ma srebrny kubek służący do próbowania wina) nakłada sałatkę.
Obiad z homarów i szklanka szampana Moet, podawane w pierwszej klasie.
W roku 1958, wybuchła „Wielka Wojna Sandwiczowa”. W tym to właśnie czasie, dążąc do upowszechnienia podróży samolotami, wymyślono klasę ekonomiczną. Linie lotnicze zobowiązały się do, solidarnego, obniżenia standardu posiłków, ograniczając je do kawy, herbaty, wody mineralnej i „prostych, zimnych i niedrogich sandwiczów”. Okazało się jednak, że sandwicz może być powodem poważnego konfliktu.
Tradycyjny amerykański sandwicz to plaster szynki, sera lub innego wypełniacza, umieszczony pomiędzy dwoma kawałkami chleba lub bułki. Tymczasem europejskie zwyczaje są inne. Linie lotnicze z Europy zaczęły podawać znane, powszechnie u nas stosowane, kanapki składające się z jednej warstwy chleba pokrytej licznymi dodatkami, z wieloma rodzajami wędlin, mięsa, sera, itp. Oburzyło to Amerykanów, twierdzących, że łamane są ustalenia. Amerykanie chcieli, żeby było tanio, a Europejczycy, żeby było dobrze.
W samolotach SAS, jako danie ekonomiczne, podawane były kanapki z pięcioma plastrami języków wołowych, sałatą, szparagami i marchewką. Całość przykrywał cienki kawałek chleba. Swiss Air wprowadził dwanaście małych przekąskowych sandwiczów, sandwicz główny i dwa sandwicze deserowe (z brzoskwiniami). Podobnie postąpiły KLM i Air France.
Zaatakowani Europejczycy zaczęli się bronić, a rzecznik Swiss Air orzekł, że „każdy ma prawo do własnej koncepcji sandwicza i Swiss Air z prawa tego korzysta”. Słowna walka nasilała się i w jej ferworze SAS opublikował list do klientów informując, że „w naszych samolotach nie znajdziesz gumowych, niestrawnych wyrobów, zapakowanych w celofan”. W końcu do akcji wkroczyła IATA, czyli stowarzyszenie linii lotniczych i w trakcie specjalnie zwołanej konferencji w Londynie przyznała rację stronie amerykańskiej. Ogłosiła werdykt, zgodnie z którym sandwicz musi być zimny, prosty, nieprzyozdobiony, niedrogi i musi „składać się z treściwej i widocznej kromki chleba”. Zabroniono stosowania jakichkolwiek składników „normalnie uważanych za drogie lub luksusowe, takie jak wędzony łosoś, ostrygi, kawior, homary, dziczyzna, szparagi, foie grase”. I tak wojna dobiegła końca. Zasady ustanowione werdyktem IATA utrzymały się do lat 70., kiedy to nastąpiła deregulacja i linie lotnicze znowu mogły wykazać się kreatywnością.
Pasażerowie otrzymują wino do kolacji.
Kanapka w „stylu europejskim” – pojedyncza, z krewetkami, pomidorami, jajkami na twardo, cytryną i sosem tabasco. Do jedzenia służą srebrne sztućce.
Kawa i kanapka (pojedyncza) podawana na lunch w pierwszej klasie.
Wino serwowane z wózka.
Pudełko z czekoladkami, podawanymi pasażerom w latach 80. Wcześniej, w latach 50. na pokładach serwowano także lody.
Obsługa pasażerów w samolocie lecącym do Bangkoku. Do jedzenia przygotowano: naleśniki z grzybami i bekonem, jajka w koszulkach ze szpinakiem saute, rybę w stylu tajskim i mieszankę warzyw Chiang Mai, a także bezy cytrynowe.
Na pokładzie Pan Am
Atmosferę podróżowania samolotami w tamtej, minionej już erze, dobrze oddaje film reklamowy, w którym słynne amerykańskie linie lotnicze Pan American zachęcały do korzystania z własnych usług. Ciekawe jest, np. ujęcie, na którym widać stewardessę przypalającą pasażerowi papierosa...
Autor: Jarosław Mojzych
Źródła: Time, The Telegraph
13 lipca 2016