Poruszenie
Zagadkowa śmierć polskiej turystki w Egipcie, poruszyła wiele osób, wzbudzając zainteresowanie także tych mediów i ośrodków informacyjnych, które na co dzień zajmują się tematami niezwiązanymi z turystyką. W niedawnym programie gospodarczym w TVP Info, redaktor Jacek Łęski rozmawiał z działaczem z organizacji agentów turystycznych (OSAT), Markiem Kamieńskim. W czasie krótkiego spotkania Kamieńskiemu udało się zmieścić kilka tez, które z upodobaniem powtarzane są w środowisku przedsiębiorców turystycznych, mimo, że nie zawsze są prawdziwe, a przynajmniej – z punktu widzenia klientów – nie mają większego znaczenia. Mają za to znaczenie dla biznesmenów.
W biurach agencyjnych doradzą
Pytany o wpływ incydentu w Egipcie i innych dramatycznych zdarzeń (akty terrorystyczne) na sprzedaż wycieczek, Kamieński usiłował przekonać widzów o konieczności oparcia się narastającej fali terroru, powtarzając znane frazesy o wspólnym przeciwstawianiu się terrorystom. Wyjeżdżając na urlopy w miejsca, w których dochodziło do ataków, pokazujemy zamachowcom, że ich się nie boimy, co z pewnością zostanie przez nich zauważone… Gdybyśmy tam nie jeździli, to byłoby przyznanie się do słabości, o co przecież terrorystom chodzi. A tak, zadziwimy ich swoją waleczną postawą. Marek Kamieński nie wyjaśnił, czy uważa, że demonstrowanie odwagi turystów wywrze na tyle duże wrażenie na terrorystach, że rozważą celowość dalszych napaści… Pewnie tak, bo po co by o tym mówił.
Zapytany o to kiedy najlepiej kupować wycieczki, odparł, że …ceny wszędzie są jednakowe, ten sam – jak to ujął – „produkt” kosztuje tyle samo, niezależnie od miejsca zakupu. Dlatego warto wchodzić do biur podróży, gdzie pracownicy doradzą wyjazd wyszukując najtańszą jego wersję. Dodał, że jest teraz mnóstwo promocji, niskich cen i, że warto rezerwować wycieczki na zimę, bo można skorzystać z obniżki o 40%! Niestety, nie podał żadnego przykładu takiej okazji. Chyba nie z niechęci do kryptoreklamy, ale dlatego, że takich rabatów w przedsprzedaży nigdy nie ma. To czysty chwyt marketingowy. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby naprawdę któraś z wycieczek później podrożała o 40%, mimo że biura podróży korzystają z tego zabiegu marketingowego na potęgę. Kilka razy już o tym pisaliśmy. ("Promocje biur podróży nigdy się nie kończą")
Kamieński informując o jednakowej cenie tej samej oferty we wszystkich biurach zatroszczył się o dobro agentów, bowiem w branży pokutuje opinia, że klienci przekonani o większej atrakcyjności cenowej biur należących do touroperatorów, kupują wycieczki bezpośrednio u nich lub na stronach internetowych. W biurze agencyjnym, zdaniem członka zarządu stowarzyszenia agentów, doradcy wybiorą najtańszą wersję pobytu w hotelu sprzedawanym przez kilku touroperatorów. Zapomniał jednak dodać, że biura agencyjne są silnie związane umowami lojalnościowymi, wymagającymi od nich realizacji planów sprzedażowych, pod groźbą utraty prawa sprzedaży usług. Sprostanie wymaganiom kilku głównych touroperatorów równocześnie, jest dla wielu agentów niemożliwe. Dlatego nie są w stanie utrzymać umów ze wszystkimi organizatorami. Tylko najsilniejsze biura agencyjne sprzedają jednocześnie TUI, Itakę, Rainbowa, Neckermanna, itp. A nawet one prowadzą własną politykę handlową i w sytuacji, gdy zagrożone jest osiągnięcie minimum wymagane przez któregoś z touroperatorów, starają się nakierować uwagę klientów właśnie na jego ofertę. Nie ma wątpliwości, że porównania cen poprzez internet są o wiele efektywniejsze. Choć, rozmowa z żywym człowiekiem jest na pewno ciekawsza od wpatrywania się w ekran monitora.
Ceny spadną w przyszłym roku
Na pytanie prowadzącego program o to czy umocnienie złotówki wpłynąć może na obniżenie cen, Marek Kamieński bez mrugnięcia okiem odparł, że nie. Organizatorzy, jak stwierdził, kupują usługi rok lub dwa lata(!) wcześniej i dzisiejszy kurs walutowy nie ma znaczenia. Może mieć wpływ dopiero za rok. Zobaczymy… Na szczęście nie musimy aż tak długo czekać na weryfikację oświadczenia zapraszanego do TV eksperta. Nie ma mowy o tym, żeby jakiekolwiek biuro podróży dysponowało wystarczającymi kapitałami, aby opłacić z dwuletnim, czy choćby rocznym, wyprzedzeniem zamawiane przez siebie usługi. W przypadku największych biur musiałyby być to kwoty sięgające, a nawet przekraczające, miliard złotych! Jest to oczywisty absurd. Opłat takich nikt nie ponosi, ani też nikt ich nie wymaga. Zadziwia, że ekspert, mający uprawnienia biegłego sądowego(!), snuje podobne teorie.
Prawdą jest, że biura podróży, szczególnie te największe, kupują z wyprzedzeniem miejsca w hotelach, a także w samolotach. Ale „kupują” nie oznacza „płacą”. Po prostu wcześnie podpisują kontrakty, zobowiązując się do zapłaty w późniejszym terminie (zwykle są to raty, rozłożone w czasie, wnoszone w największej części dopiero w trakcie sezonu). Są to umowy gwarantujące dostępność pokojów hotelowych, często w lepszych cenach, zobowiązujące biura podróży do zapłaty niezależnie od tego czy udało się znaleźć klientów (są różne warianty takich umów, w części z nich ryzyko biura jest zmniejszane). Jednak nawet najwięksi touroperatorzy nie zawierają na takich zasadach umów ze wszystkimi hotelami. Jest sporo (a nawet bardzo dużo – stanowią większość) ofert pobytów w hotelach, za które biura płacą dopiero po znalezieniu klientów.
Podobnie rzecz ma się z samolotami. Firmy turystyczne podpisują umowy z liniami lotniczymi, w których zobowiązania wyrażone są w euro lub dolarach, z pewnym wyprzedzeniem (ale nie z dwuletnim) i wpłacają zaliczkę. Całość rozliczana jest w trakcie trwania sezonu, a korekty zobowiązań (rezygnacja z części rejsów) możliwe i często wprowadzane.
Zagraniczna turystyka wyjazdowa jest wprawdzie działalnością o wysokim poziomie ryzyka, ale jednak – z założenia – nie wymagająca zaciągania kredytów. W uproszczeniu można powiedzieć (choć przepływy finansowe komplikują się choćby z powodu sezonowości), że firmy turystyczne otrzymują darmowy kredyt od klientów. Stąd, zresztą, w przeszłości brały się pomysły na swoiste piramidy finansowe – powstawały biura podróży niemal bez kapitału, których właściciele liczyli na finansowanie ze strony klientów. Generalną zasadą jest to, że najpierw wpływają pieniądze od klientów, a później firmy turystyczne pokrywają zaciągnięte wcześniej zobowiązania. Dlatego z takim zapałem namawiają turystów do kupowania wycieczek w ramach różnorakich „first minute”, „primo minuto”, itp., czyli z możliwie jak największym wyprzedzeniem. Najlepiej wielomiesięcznym.
Touroperatorzy kalkulując ceny imprez zakładają pewne ryzyko kursowe. Jeśli złotówka znacznie straci na wartości, zwłaszcza gwałtownie, to zderzają się z problemami finansowymi. Jeśli dzieje się odwrotnie, to cieszą się z dodatkowych, znaczących zysków. Ważny jest kurs w dniu wymagalności zapłaty. Poza przedpłatami, jest to zwykle dzień rozpoczęcia imprezy. Touroperator ma całą gotówkę nie później niż na miesiąc przed tym dniem (a zaliczki znacznie wcześniej) i od jego decyzji zależy kiedy zakupi walutę. Czy czekał będzie do ostatniej chwili, czy też uzna, że teraz kurs jest najkorzystniejszy. Od tego co zdecyduje zależą rozmiary jego dochodów (lub strat). Jak ogromne znaczenie ma kurs walutowy łatwo sobie uzmysłowić, spoglądając na marże biur podróży. Wynikowa marża touroperatora wynosi 5-10%. Zmiana kursu euro z 4.45 zł na 4.20, to 6%. A zatem zarobki touroperatora niemal się podwajają (zdecydowana większość kosztów ponoszona jest w walutach obcych).
I ma rację Marek Kamieński mówiący, że na dobrowolną obniżkę cen przez touroperatorów z powodu lepszego kursu, nie mamy co liczyć. Są one nawet trochę wyższe niż przed rokiem. Ale nie sposób uwierzyć jego obietnicom tańszych wycieczek w przyszłym roku. Chyba, że zadziała czar „last minute”, czyli pojawią się skutki nadmiernych apetytów touroperatorów i zawyżonej podaży… Szanse są jednak marne, obserwacje ich zachowań wskazują, że wolą raczej zmniejszać programy, podnosząc marże, a coraz skromniejsza konkurencja pozwala największym, czyli „renomowanym” biurom na wiele. Takim zawołaniem zakończył program redaktor Łęski: „kupujmy w renomowanych biurach podróży”. Najwyraźniej, argumentacja zaproszonego eksperta wywarła na nim duże wrażenie…
Autor: Jarosław Mojzych
10 maja 2017