Koniec epoki
Epoka, w której pasażerowie linii lotniczych mogli brać ze sobą w podróż bagaż podręczny bez dodatkowej opłaty, zdaje się dobiegać końca. Jej dni są policzone. W minionym tygodniu, Ryanair ogłosił zamiar zrewidowania swej polityki transportu bagaży, po tym jak okazało, że podróżni wykazują się coraz większą przebiegłością w podejmowanych próbach przewiezienia licznych walizek za darmo. Szefom Ryanaira nie podoba się to, że osoby podróżujące z niemal raczkującymi dziećmi zabierają dodatkowe torby. Zgodnie z przepisami, maluch który ukończył dwa lata ma prawo do własnego bagażu podręcznego, niczym dorosły.
Sprzedaż usług dodatkowych i wielkie pieniądze
Inna budżetowa linia lotnicza Jet2 ogłosiła nowe zasady sprzedaży biletów, wprowadzając dodatkową opłatę także za bagaż podręczny (za tzw. bagaże rejestrowane, czyli wkładane do luków samolotu, płaci się we wszystkich „tanich” liniach lotniczych). Oczywiście, Jet2 uzasadnił swą decyzję troską o podwyższenie komfortu pasażerów. Dzięki opłacie, każdy uzyska „gwarancję” przewozu bagażu w pojemniku pod sufitem.
Wpływy ze sprzedaży dodatkowych usług, takich jak transport bagażu rejestrowanego, rezerwacja miejsc, posiłki na pokładzie, odgrywają coraz większą rolę w strukturze przychodów linii lotniczych. Ryanair w zeszłym roku zarobił na tym ponad 1.7 mld dolarów. I nie jest liderem… Przychody United ze sprzedaży usług dodatkowych wyniosły 6.1 mld USD! W pierwszej dziesiątce znalazły się trzy inne europejskie linie: na czwartym miejscu Air France/KLM – 2 mld, na siódmym Lufthansa - 1.5 mld i na ósmym easyJet – 1.4 mld dolarów.
Kwoty są bardzo duże i nic dziwnego, że przewoźnikom spodobało się zarabianie na czymś, co wpada im niejako przy okazji. Dlatego z dużym zaciekawieniem przyglądają się jeszcze „niezagospodarowanym” źródłom przychodów. Bagaż podręczny wzbudza zainteresowanie największe.
Szykują się zmiany
Rozpatrywane są dwa scenariusze. Pierwszy to metoda kija: wprowadzenie zakazu wnoszenia bagaży podręcznych o większych gabarytach, zezwalając jedynie na torby z laptopem, torebki damskie, czy żakiety. Drugi scenariusz to metoda marchewki. Można spróbować zachęcać ludzi do rezygnacji z dużych toreb wnoszonych na pokład, poprzez ich nagradzanie, np. w postaci udostępniania ścieżek szybkiego boardingu, obniżania cen, umożliwiania wyboru miejsc lub nawet podawania darmowych napojów. Przy tym wariancie, linie odbiłyby sobie, z nawiązką, straty dzięki zwiększonemu transportowi bagaży w luku samolotu, za który tacy „nagrodzeni” pasażerowie musieliby dodatkowo zapłacić.
Ocenia się, że ograniczenie liczby pasażerów z dużym bagażem podręcznym usprawniłoby proces zajmowania miejsc w samolotach, skracając go nawet o 80%, co pozwoliłoby na zwiększenie liczby lotów i dalszy wzrost przychodów przewoźników.
Pojawiają się jednak też głosy, że transport lotniczy przeszedł zbyt szybką i prowadzącą w złym kierunku ewolucję. W rezultacie, dla linii coraz większe znaczenie ma nie samo przewożenie pasażerów, co jest przecież biznesem podstawowym, a sprzedawanie dodatków. A nie można ignorować zagrożeń. Jednym z najpoważniejszych jest rozwój transportu kolejowego. Powstają super szybkie połączenia kolejowe, a zmiany technologiczne postępują w takim tempie, że już niedługo mogą stać się realną konkurencją dla samolotów.
Zapytany o zamiar wprowadzenia opłat za bagaż podręczny, rzecznik Ryanaira odparł, że jego firma „jest o lata świetlne od takiego pomysłu. Każdy z pasażerów ma prawo, bez opłat, wnieść dwie sztuki bagażu na pokład. Gdyby okazało się , że w przyszłości wszyscy wchodzą z dwiema dużymi torbami, to pomyślimy o jakiś ograniczeniach, ale nigdy nie posuniemy się do tego, żeby nie można było z nami lecieć bez możliwości zabrania jakiegokolwiek bagażu podręcznego, za który nie trzeba byłoby płacić. Nasze samoloty są przystosowane do zabrania 190-ciu sztuk bagażu”.
W styczniu, American Airlines wprowadziły nowe taryfy, w ramach których obniżono ceny biletów dla tych osób, które lecą bez bagaży podręcznych.
Odwrotnie postąpił WizzAir, który właśnie niedawno zrezygnował z pobierania opłat.
Autor: Jarosław Mojzych
Żródło: The Telegraph
31 lipca 2017