booking.com
Kolejki, tłumy ludzi, wysokie ceny… To dla dzisiejszego turysty chleb powszedni

Jak szarańcza...

Wyjeżdżając na wypoczynek w nowe, odległe miejsce, większość turystów jest przekonanych, że powitani zostaną jak mili goście, którzy kupując lokalne usługi i dobra, przyczyniają się do wzrostu dobrobytu lokalnych mieszkańców. Są jednak w błędzie. Tak nie jest, a przynajmniej, nie jest wszędzie. Są takie miejsca, gdzie napływ turystów uważany jest za problem, są oni postrzegani jako coś na kształt plagi szarańczy lub stonki ziemniaczanej, a lokalne władze samorządowe, a także państwowe, łamią sobie głowy nad tym co wymyślić, aby zniechęcić do przyjazdów kolejnych gości.

Tłumy turystów

Turystyka w gospodarce świata

Wkład turystyki w światową gospodarkę to 2.4 biliona dolarów (w 2017 roku), co odpowiada 3% globalnego PKB i stale rośnie. Turystyka jest najszybciej rozwijającą się gospodarczą gałęzią. Po uwzględnieniu przychodów pośrednich, czyli tych które powstają przy okazji obsługi ruchu turystycznego (np. zakupy żywności przez hotele), ich łączna wartość sięga 7.9 bilionów dolarów, czyli 10.2% światowych obrotów.

W sektorze turystycznym zatrudnionych jest 292 miliony osób (w 2016) i ocenia się, że za dziesięć lat liczba ta sięgnie 380 milionów. W ubiegłym roku, co piąty nowozatrudniony znajdował etat w turystyce.

Liczba turystów nie jest łatwa do oszacowania, głównie z powodu braku przekonywujących danych odnoszących się do podróży krajowych (niemal niemożliwe jest dokładne wyliczenie, jaka część z nich ma charakter turystyczny). Tymczasem to właśnie turystyka krajowa ma największy udział w uzyskiwanych przychodach. Sięga on aż 72% (w ujęciu finansowym, a nie osobowym). O wiele prostsze jest obliczenie turystycznych wyjazdów zagranicę. Według WTO (Światowej Organizacji Turystyki ONZ), w 2030 roku przyjazdy turystów z zagranicy przekroczą liczbę 1.8 miliarda.

Ulubione miejsca

Jak widać, głód przypatrywania się innym ludziom, kulturom i miejscom, rośnie. I będzie rósł nadal. Przewiduje się, że w najbliższych latach klasa średnia poszerzy się o kolejny miliard ludzi, którzy też będą chcieli zobaczyć to, czego wcześniej nie mogli. Rosnące przychody powinny cieszyć mieszkańców odwiedzanych rejonów. Ale nie cieszą. W każdym razie, nie cieszą wszystkich. Byłoby dobrze, gdyby ta 1.8-miliardowa masa ludzi rozkładała się równomiernie po kuli ziemskiej. Niestety, jest inaczej. Dziesięć najczęściej odwiedzanych krajów przyjmuje 46% całego ruchu turystycznego, a pierwsza dwudziestka – prawie dwie trzecie. Liderem jest Francja, corocznie witająca 82 miliony gości.



Nie ma także równomiernego rozkładu wewnątrz poszczególnych krajów. We Francji do Paryża przyjeżdża trzy razy więcej ludzi niż w cały region Szampanii. W Nowej Zelandii, w regionie Canterbury (z Górą Cooka i Jeziorem Tekapo) turystów jest dwa razy tyle co w stolicy kraju – Auckland. W każdej miejscowości turyści upatrują sobie jeden lub kilka najatrakcyjniejszych obiektów, lekceważąc pozostałe. Na przykład, do chicagowskiego ogrodu zoologicznego Lincoln Pak co roku trafia 3.6 miliona gości, tymczasem stojące zaledwie sześć kilometrów obok, Narodowe Muzeum Sztuki Puerto Rico przyciąga niespełna 25 tysięcy. Podobnych przykładów można by mnożyć setki. Każdy je zna.

Tłumy turystów i skutki

Kulminacyjne fale turystów, zbierające się w pewnych miejscach i w pewnych porach roku, odbierane są coraz częściej z niechęcią, a czasami wręcz wrogością lokalnych mieszkańców. Psują również przyjemność samym turystom, dla których poruszanie się w tłumie nie może być miłym doznaniem. Turyści są jednak bardziej od mieszkańców odporni. Choć trudno uznać przepychanie się wzdłuż liny odgradzającej tłum od obrazu Mony Lizy w Luwrze, za komfortowe warunki do podziwiania dzieła sztuki, to jednak nie zniechęca to licznych kolejnych chętnych.

W innej sytuacji są mieszkańcy. Chociaż zdają sobie sprawę z finansowych korzyści płynącej dla miasta, w którym mieszkają, to coraz częściej zadają sobie pytanie czy warto, czy cena nie jest za wysoka. Proste wyjście na zakupy w Wenecji, czy w okolicach La Rambli w Barcelonie, nie jest wcale tak proste jak gdzie indziej. Sklepów w pobliżu, albo wcale nie ma (są z pamiątkami), albo jeśli są to mają ceny przystosowane do turystów.

W Wenecji turystom już udało się, praktycznie, zastąpić mieszkańców, których liczba w ciągu ostatnich 30 lat zmniejszyła się o połowę, dziś wynosi 55 tysięcy i ciągle spada. Mieszkańcy przenieśli się w głąb lądu.

W pięknym mieście Jaisalmer, położonym w Indiach, turystyka rozwijała się bardzo szybko, co cieszyło mieszkańców. Niestety, nie wytrzymał system ściekowy, nieprzystosowany do takiej liczby użytkowników. W rezultacie, pojawiające się przecieki zaczęły zagrażać piaskowcom.

Tłum sprzyja zwykłym chuliganom. Na niektórych monumentach pojawiły się graffiti. Dewastacji nie oparły się nawet kambodżański Angkor Wat i chiński Wielki Mur.

W 2017 roku głośno było o kilku akcjach wymierzonych w turystów. W Barcelonie zaatakowany został autobus z pokładem widokowym, objeżdżający miasto, w Wenecji zorganizowano protest gondolierów i mieszkańców miasta, którzy łodziami zablokowali wejście do laguny dla dużych statków wycieczkowych, a w Dubrowniku ogłoszono drastyczne ograniczenie liczby wpuszczanych do Starego Miasta osób (zainstalowano kamery i po osiągnięciu limitu, wejścia są blokowane).

Światowa Organizacja Turystyczna (WTTC) zdefiniowała pięć problemów, do których prowadzić może turystyczne „przeludnienie”:

Sposoby na poprawę

Obydwie strony – tak turyści, jak i mieszkańcy – zainteresowane są rozwojem turystyki. Trudno sobie wyobrazić, żeby np. Wenecjanie uradowali się gdyby, jakimś cudem, nagle zniknęli turyści (może tylko na początku i tylko niektórzy). Obydwie strony łączy również niechęć do tłumów (choć jedna ze stron jest ich częścią składową). Konieczne jest podejmowanie działań, które rozwiążą problem, a który jest wspólny dla wszystkich.

Zdaniem WTTC dobre pomysły to: wprowadzanie limitów w miejscach szczególnie licznie odwiedzanych, tak jak uczyniono to z francuską Jaskinią Lascaux, czy australijską skałą Uluru, regulowanie zakwaterowania (np. zakaz krótkoterminowych wynajmów mieszkań w Nowym Orleanie), promowanie mniej popularnych atrakcji (np. trasa po wybrzeżu Szkocji Północnej lub północne rejony Islandii). Możliwe jest także stosowanie regulacji cenowych, jakkolwiek z ostrożnością.

Wśród zagrożonych miejsc, wymieniana jest również Warszawa. W przeliczeniu na kilometr kwadratowy i na jednego mieszkańca, pod względem zagęszczenia turystów i intensywności ruchu turystycznego, stolica Polski zajmuje jedno z czołowych miejsc. A WTTC twierdzi, że zapobieganie jest o wiele łatwiejsze niż późniejsze próby korekty.

 

Autor: Jarosław Mojzych

Na podst.: McKinsey&Company "Coping With Success"

17 kwietnia 2018

 

Powrót do STRONY GŁÓWNEJ

Zamknij X
REKLAMA